sobota, 1 marca 2014

Rozdział 4



   Czytasz=komentujesz :33 




    Okręcałam pożółkły pergamin w rękach. Żadnego adresu zwrotnego, sówka odleciała, bez podpisu... Zaraz mnie coś weźmie i zacznę rozwalać wszystko dookoła! Zacisnęłam powieki i rzuciłam się na pościel waląc przy tym nogą w kolumienkę. Syknęłam cicho rozsmarowując kostkę i porzuciłam liścik na posłaniu i weszłam do łazienki.
    Po dziesięciu minutach wyszłam z niej odświeżona i dość zmęczona, pracowity dzień całkowicie odbił się na moim samopoczuciu, a ten liścik to w ogóle... Grr.
    Gdy wystawiłam nogę zza progu łazienki zatrzymałam się jak wryta. Mój liścik czytała Jane. Lepsza ona niż Diane czy Mary, pomyślałam. Jaka ja jestem głupia! Żeby zostawić tak coś ważnego na widoku...
- Od kogo to? – usłyszałam cichy głos przyjaciółki gdy chowałam szatę i mundurek do komody powiększonej zaklęciem zmniejszająco-zwiększającym.
- Skąd mogę wiedzieć? Nie ma podpisu. – Rzuciłam ironicznie. ZBYT ironicznie.
    Tamta nie odezwała się do mnie do końca tego wieczoru. Za to ja schowałam liścik pod poduszkę, najpierw zasłaniając łóżko kotarami. Przykrywając się kołdrą główkowałam nad tym od kogo mógł być tajemniczy list.
~*~
    Ziewnęłam przeciągle nie otwierając oczu, nie pamiętałam nawet kiedy zmorzył mnie sen. Poczułam nagle niemiłe uczucie z tyłu pleców, pokierowałam tam rękę i znalazłam pognieciony pergamin z wykaligrofanymi literami. Mina od razu mi zrzedła. Schowałam go pod poduszkę i odsłoniłam kotary. Wszyscy w pokoju spali, tylko ja jestem jakimś gł€pim wyjątkiem, który budzi się przed piątą rano. Wyskoczyłam z łóżka i wolnym krokiem podeszłam do komody. Wyciągnęłam czarne spodnie, beżowy sweter, skarpetki i bieliznę. Tak opakowana weszłam do łazienki.
    Po dziesięciu minutach wyszłam, a budzik wybił piątą. Rzuciłam na niego przelotne spojrzenie i wyszłam z dormitorium. Nogi chciały mnie ponieść do Wielkiej Sali, ale ja je powstrzymałam. Przecież nie ma tam jeszcze śniadania... Więc otworzyłąm drzwi od zimnych lochów i powoli schodziłam ze schodów na dół. Gdy postawiłam czarny trampek na podłodze poczułam niewyobrażalne zimno, yhh. Jeszcze trochę i będziesz w kuchni, spokojnie. Byłam już kilka kroków od wielkiego portretu gdy usłyszałam cichy głos woźnego. W ostatniej chwili schowałam się w jakiejś opuszczonej Sali i odetchnęłam cicho. Obróciłam się plecami do drzwi i obrzuciłam pomieszczenie znudzonym wzrokiem. Jedne co przykuło moją uwagę było lustro. „AIN EINGARP ACRESO GEWTELA Z RAWTĄWT EIN MAJ IBDO”. Zwierciadło Ain Engarp... Czytałam o nim! „ODBIJAM NIE TWĄ TWARZ ALE TWEGO SERCA PRAGNIENIA”. Stanęłam na środku i wpatrzyłam się w zimną taflę magicznego lustra.
    Co widziałam? Siebie. Jednak nie stałam tam sama Za rękę trzymał mnie jakiś chłopak, którego głowa była ukryta w cieniu. Chciałam zobaczyć jego twarz... Gdy starałam się ją zobaczyć coś innego przykuło moją uwagę. Krawat Slytherinu. Odskoczyłam szybko od lustra, a moje ‘pragnienie’ znikło. To lustro jest zepsute... Uhh... Tak, na pewno jest! Kogo ja próbuję oszukać..? To lustro nie ulega zgubnemu wpływowi czasu... Potrząsnęłam głową i wybiegłam z Sali prosto w ręce woźnego, młodego Relash’a. Na jego usta wpłynął brzydki uśmiech i zaczął mnie ciągnąć za rękę.
- Obliviate! – zostałam wyrwana z rąk sprzątacza i pociągnięta to portretu z owocami. Już po chwili byliśmy w środku i obleciały nas skrzaty.
    Ja dopiero teraz mogłam rzucić okiem na mojego wybawcę. Trzymajcie mnie.
- Ma...Alfoy? – wydukałam zdziwiona widząc blondyna siedzącego przy kominku.
- Tak, Weasley? – powiedział obojętnym tonem. Wpatrywał się w ogień i pił piwo kremowe.
Ja sama poprosiłam Skrzaty o jakieś śniadanie i usiadłam obok chłopaka.
- Czemu mnie uratowałeś? – Też spojrzałam w igrające płomyki. Było w nich coś hipnotyzującego... Tylko, jak zwykle, nie wiem co. Trzeba się pogodzić z tym faktem.
Parsknęłam cichym śmiechem gdy zdałam sobie sprawę jaki monolog prowadziłam.
- Wolisz szlaban? To mogę Cię zaraz odprowadzić to tego charłaka... – Aż mnie ciarki przeszły gdy usłyszałam zimny ton szarookiego.
Przeniosłam wzrok na niego, z pewną niechęcią, no bo kto by chciał patrzeć na wroga?! No dokładniej to już BYŁEGO wroga.
- Coś się stało, Ma... Scorpius? Wczoraj miałeś lepszy humor... – przypominając sobie wczoraj od razu zrzedła mi mina. Głupi list.
    Podkuliłam kolana pod brodę i objęłam je rękami.
- Powiedzmy, że nie spałem dziś dużo.
Zacisnęłam powieki i postanowiłam się już nie odzywać. Trwaliśmy w ciszy. Nie wiem czemu, ale mi to nie przeszkadzało.
- Ty też nie jesteś zbyt wesoła – czy ja słyszę smutek..?
    Przeniosłam swoje brązowe tęczówki na niego i aż się zdziwiłam, że na mnie patrzy.
- Wczoraj dostałam liścik... Nikt się nie podpisał, a sówka była szkolna... – czemu ja się mu, do jasnej Avady, żalę?! Chyba mi coś na mózg padło.
Nagle jego oczy zmieniły wyraz. Jakieś nieznane uczucie...
- Tak? Odpisałaś?
Zmrużyłam oczy. O co mu chodzi..? Nagle zachciało mu się przyjaźni, pff.
- Nie. Nie miałam przecież adresu zwrotnego – odwarknęłam i wstałam z podłogi. Otrzepałam się i odchodziłam do portretu by wyjść.
- Idziesz ze mną i Al.’em do Hogsmeade? Powinni go do tego czasu wypuścić. Pomory mówi, że jego stan się polepszył.
- Idę tam z Aaronem – otwarłam portret, pomachał skrzatom i gdy połowa mojego tułowia była za pomieszczeniem odwróciłam głowę i zamarłam.


Troszkę poczekaliście na ten rozdział ;w; Jeśli ktoś to w ogóle czyta... xd
//Universe

piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 3



czytasz = komentujesz C:


 - CO?! JAK TO?! – darłam się jak opętana... No, ale przecież ona i on?! To niedozwolone! Do Azkabanu z nimi! – TY I... I... JAMES?!
   Zakrztusiłam się własną śliną, to wszystko nie mieści mi się w głowie. To tylko sen, to tylko zły sen... Wzięłam kilka dużym wdechów i wdechów po czym otworzyłam oczy. Niestety, przede mną ciągle stała panna Macmillan i pan Potter.
- Rose, jestem z nim szczęśliwa – szatynka spojrzała na niego z uwielbieniem, a ja powstrzymałam odruch wymiotny. Że oni? Pff...
- Mhm. Do widzenia. – Szybkim krokiem weszłam po schodach prowadzących do dormitorium. Tam odłożyłam miotłę i biorąc cieplejsze rzeczy zatrzasnęłam się w łazience.
   Po trzydziestu minutach pielęgnacji musiałam wyjść z pomieszczenia, (Diane dobijała się do drzwi). Naciągnęłam rękawy ciemnoszarej bluzy i wyszłam z dormitorium. Przez Pokój szłam ostrożnie, cicho i szybko. Nigdzie nie było nowej pary więc spokojna wymknęłam się na korytarz.
   Swoją wędrówkę zakończyłam na siódmym piętrze, na parapecie okna. Nie było jakoś strasznie późno, ale na niebo wkradały się pojedyncze gwiazdy. Westchnęłam głośno, znów przypomniałam sobie słowa kuzyna, znów będę się nad czymś zastanawiać... A miałam się więcej uczyć!
- Co tak wzdychasz, Weasley? Chłopak Cię rzucił? Zapomniałem... Ty nie miałaś chłopaka bo nikt Cię nie chce – wzdrygnęłam się na głos Malfoy’a. Obróciłam się w jego stronę i zmierzyłam spojrzeniem.
   Miał na sobie czarne spodnie, zwężane w nogawkach, ciemnogranatową koszulę flanelową, a na nogach czarne vansy. Włosy jak zawsze... Idealnie ułożone, jak to wszyscy mówią.
- Weasley? – powtórzył niepewnie. Ja ocknęłam się z amoku i obrzuciłam go nienawistnym spojrzeniem.
   To prawda? Nikt mnie nie chce..? Jane miała chłopaków od groma, Albus niezbyt interesuje się dziewczynami, ale dużo się za nim ogląda. Co ze mną nie tak..?
- Rose! – Dobra, tym razem mnie zaskoczył. Zachwiałam się i spojrzałam na niego nieprzytomnie.
- Scorpius? – wydukałam zdziwiona, nie żeby coś, ale zawsze byłam dla niego ‘Weasley’, a on dla mnie ‘Malfoy’.
   Uśmiechnął się nikle i spuścił wzrok na swoje buty. Wait... MALFOY SIĘ PESZY?! W moim towarzystwie? Coś jest nie tak.
- Bo ja... Chciałem... Ja... – zaczął jękliwie, a ja uniosłam brwi do góry. Do czego on, do cholery, dąży? – Chciałbym zakopać topór wojenny.
   Jestem pewna, że dostałam wytrzeszczu oczu. Patrzyłam oniemiała na bladą rękę chłopaka wyciągniętą w moją stronę. Wyciągnęłam powoli swoją i uścisnęłam. Na jego usta wpłynął szczery uśmiech.
- To do zobaczenia jutro, Weasley – i odszedł.
- Cześć, Malfoy.
   On już dawno siedział pewnie u siebie we Wspólnym, a ja ciągle stałam i trzymałam się za rękę, która uścisnął. Czy ja... Czy ja właśnie nie pogodziłam się z moim odwiecznym wrogiem..?
   Potrząsnęłam głową i ruszyłam do Wieży. Wszystko się poplątało. I co miał na myśli Al.? Czemu Scorpius postanowił się pogodzić? I czemu mi się zdaje, że obydwa te zdarzenia są ze sobą związane..?
   Nie wiedzieć kiedy, ahh... wyłączanie mózgu zawsze spoko, doszłam do portretu. Mruknęłam ciche ‘evanesco’ i nie słuchając Grubej Damy weszłam do PW.
- Hej! Hej, Rose! – słysząc głos Aarona odwróciłam się szybko i obdarzyłam najbardziej szczerym uśmiechem, na jakiego było mnie stać. – Może... Wybrałabyś się ze mną do Hogsmeade w przyszłą sobotę? – nie patrzył już na mnie, tylko na swoje bordowe trampki. Czemu mnie, do jasnej Avady, zaprosił?
- Jasne, Aaron, bardzo chętnie się tam z Tobą wybiorę. Ale teraz przepraszam... Jestem bardzo zmęczona – i nie czekając na jego reakcję odeszłam.
Nie wiedząc czemu, po mojej głowie chodziła myśl jak zareaguje Malfoy. Naprawdę powinnam iść do psychiatry...
   Leżąc na łóżku w dormitorium zauważyłam sówkę za oknem. Uniosłam brwi, ta jednak ciągle wpatrywała się we mnie uparcie. Zeskoczyłam na podłogę i pokonując drogę do okna otworzyłam je. Zmarszczyłam nos z powodu niezbyt ciepłego powietrza. Sówka jednak rzuciła tylko liścik na ziemię i odleciała. Zatrzasnęłam okiennice i chwyciłam liścik.

'Czy mógłbyś pokochać takiego potwora jak ja?'


//Universe

sobota, 8 lutego 2014

Rozdział 2

Czytasz = komentujesz C:



   Zaraz po lekcjach udałam się do Skrzydła Szpitalnego. Niemal biegłam by zobaczyć co z Al’em. Zatrzymałam się przed drzwiami, ogarnęłam włosy, poprawiłam niebieską koszulę i weszłam.
   Mój kuzyn leżał na łóżku, pośrodku Sali. Oczy miał przymknięte, usta lekko zsiniałe. Pisnęłam cicho przez co obrócił głowę w moją stronę.
- Rose? – spytał cichym, zmęczonym głosem.
   Podeszłam do niego szybko i usiadłam na brzegu łóżka.
- Co się stało?
   Czekałam cierpliwie, jednak środkowa latorośl Potterów tylko wpatrywała się we mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nie wiedziałam co mam mówić, a zdawało mi się, że ta cisza zaraz mnie udusi.
- Albus! Powiesz mi co się stało czy mam to z Ciebie wyciągnąć siłą?! – pokraśniałam z oburzenia.
   W brunecie coś drgnęło, zamrugał szybko i uniósł słabą rękę do twarzy.
- Nie krzycz – powiedział. – Nie krzycz.
   Przewróciłam oczami, chwyciłam kosmyk włosów i zaczęłam się nim bawić wpatrując się w chłopaka. Ciekawiło mnie to co powie dalej, a tak w ogóle... Gdzie jest pani Pomoory?
   I czemu przy Albusie nie ma Malfoy’a? Niby tak się przyjaźnią. Prychnęłam cicho, po czym krzyknęłam gdyż przed oczami zaczęła mi machać blada ręka.
- Może byś słuchała, a nie śliniła się do swoich myśli? – ostatnie słowa wypowiedział z wyraźną nutką niezadowolenia. – Więc jak mówiłem... Wczoraj wieczorem, w naszym dormitorium nagle zacząłem się dusić, najpierw wypiłem trochę piwa kremowego. Scorpius szybko zareagował. Wlał mi do ust jakiś eliksir i wybiegł ze mną. Po jakimś czasie zacząłem słabnąć więc wylądowałem na niewidzialnych noszach... Dalej nic nie pamiętam. Obudziłem się dopiero tutaj, wczesnym rankiem. Scor zasnął przy łóżku. Siedział przy mnie całą noc.
   Moja czasoprzestrzeń została zburzona.
- Czekaj, czekaj. Bo uwierzę, że Malfoy ma w sobie gram dobroci – zaszydziłam. Dobra, czaję, że to niby najlepsi przyjaciele, super duper hiper seksi coś tam coś tam... Ale, że Malfoy?!
Wzdrygałam się na samą myśl. Wstałam i przy samych drzwiach pomachałam kuzynowi na pożegnanie.
- On Cię lubi Rose! Wierz mi... – usłyszałam jeszcze gdy zamykałam drzwi.
   Zaczęłam to analizować. Co to mogło dokładnie oznaczać. Przecież... Nie Rose! Za dużo sobie wyobrażasz! Albus miał pewnie na myśli jakieś koleżeństwo. ‘Uspokojona’ zepchnęłam słowa kuzyna-przyjaciela na samo dno podświadomości. Nawet nie wiem kiedy znalazłam się na błoniach. Przywołałam swoją miotłę, wsiadłam na nią po czym poleciałam na stadion.

~*~

   Weszłam do Pokoju Wspólnego, zmęczona, przemoczona i uśmiechnięta. Nietypowe połączenie, prawda? Jednak Nelmie – kapitan drużyny Gryfonów – widziała jak gram i postanowiła mnie pooglądać, ‘ pomagając mi’. A uśmiechnięta czemu jestem? Powiedziała, że mam szansę na dostanie się do drużyny!
   Zamrugałam kilka razy, ktoś mnie szturchał... Obróciłam się w stronę sprawcy by go ‘ukatrupić’ jednak coś przykuło moją uwagę. A dokładniej ręka Jane spleciona z ręką kogoś tak bardzo mi znajomego...
- ŻE CO?! – Mój krzyk musiał usłyszeć cały Hogwart, ha! Nie tylko... Całe Hogsmeade i okoliczne hrabstwa...
 


Merlinie :( Strasznie to krótkie ;--; Wybaczcie, ale mówiłam, że dodam wczoraj albo dziś :c Jeszcze raz przepraszam.
Skruszona //Universe

piątek, 7 lutego 2014

Sowia poczta

Przepraszam :c
Piszę rozdział od kilku dni, ale mi nie wychodzi.
Postaram się go dodać jutro lub dziś :)
Pozdrawiam
//Universe.

sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział 1



  Łapcie pierwszy rozdział :3

 Ziewnęłam przeciągle, a na moje usta od razu wpłynął uśmiech. Pierwszy dzień siódmego roku w Hogwarcie! Wygrzebałam się z pościeli, chwyciłam bieliznę i mundurek szkolny biegnąc do łazienki. Mieszkając w jednym dormitorium z Jane, Diane i Mary trzeba mieć wbudowany budzik biologiczny w głowie.
   Po niecałych dwudziestu minutach wyszłam z pomieszczenia odświeżona i uśmiechnięta. Zawiązałam krawat i podeszłam do Jane.
- Wstawaj śpiochu bo Ci zajmą łazienkę! – wydarłam się i odskoczyłam bo szatynka już była w drodze do łazienki z ciuchami.
   Pokręciłam głową z niedowierzaniem i wyszłam z dormitorium. W Pokoju Wspólnym siedział James i jego kumple oraz kilka osób z piątego rocznika. Przeszłam przez dziurę w portrecie po czym skierowałam się do Wielkiej Sali. Na ruchomych schodach dogoniła mnie MacMillan z chytrym uśmieszkiem. Zaśmiałam się pod nosem. Ta dziewczyna mogłaby występować na olimpiadzie. Na pewno miałaby pierwsze miejsce w dziedzinie szybkiego przebierania się, malowania i porannej toalety.
   Razem udałyśmy się na śniadanie, co chwila mijały nas pojedyncze osoby lub małe grupki uczniów.
- Uważaj jak chodzisz, Weasley – usłyszałam przesycony jadem głos gdy na coś, raczej na kogoś, wpadłam.
- Sorry, Malfoy, będziesz musiał wyprać szatę. Dziecko szlamy i zdrajcy krwi dotknęła mundurka potomka rodu Malfoy! O Jezu, świat się kończy – ironizowałam.
   Blondyn uśmiechnął się szelmowsko i zniknął za rogiem. Ja otrząsnęłam się tylko i dosiadłam się do Jane. Nałożyłam sobie Tosta, którego posmarowałam dżemem, a do filiżanki nalałam kawy rozpuszczalnej.
- I mleko – zaśmiał się męski głos, a już po chwili przed moim nosem ukazała się ręka odziana w koszule, która już po chwili dolewała mleka do mojej kawę.
- Cześć, Aaron – uśmiechnęłam się ciepło na widok przyjaciela siadającego obok.
- Widziałem Scorpius’a, strasznie wesoły był – mruknął brunet.
- To nasza Rosie tak na niego działa – zaśmiała się perliście szatynka. – Wpadła na niego w wejściu.
- Uuuuu... Szykuje się romansik! – obydwoje zanieśli się śmiechem.
- Przestańcie – burknęłam niezadowolona, a moje policzki zapłonęły czerwienią.
  Dokończyłam śniadanie przy docinkach dwójki przyjaciół. Wreszcie mogłam wstać od stołu i udać się do PW Gryffindoru po torbę i czarną szatę.
  Jak to ja, musiałam się zaczytać i byłam spóźniona już całe dziesięć minut. Biegłam ile sił w nogach po cichych korytarzach Hogwartu starając się dobiec do klasy jak najszybciej. Wreszcie stanęłam przed pomieszczeniem od Transmutacji. Starałam się wyrównać oddech. Ogarnęłam jeszcze włosy i zapukałam cicho w drzwi.
- Przepraszam za spóźnienie, pani profesor...
- Minus pięć od Domu, siadaj.
  Dobrze, że nie szlaban, pomyślałam. Już miałam się kierować do ławki, którą zawsze zajmowałam z Jane, ale ta była zajęta. Moje przyjaciółka siedziała z Aaronem. Posłała w moją stronę przepraszające spojrzenie, a ja w odpowiedzi uśmiechnęłam się tylko. Rozejrzałam się po klasie. Jedyno miejsce wolne było obok – o zgrozo – Malfoy’a.
  Doczłapałam do ławki chłopaka i zajęłam miejsce.
- Gdzie Al.? – spytałam cicho wyciągając pergamin, pióro, atrament i książkę.
- W Skrzydle Szpitalnym – odpowiedział lakonicznie chłopak, a ja spojrzałam na niego wystraszona. – A o Weasley? Nie będzie Ci kto miał dawać korepetycji?
  Oczywiście...
- Chyba Tobie, Malfoy – odgryzłam się z pięknym uśmiechem i zaczęłam notować to co mówiła Profesor McGonagall. Z satysfakcją stwierdziłam, że blondyn siedział z zaciśniętą szczęką i nic nie pisał.

//Universe

Prolog.



 Mam nadzieję, że się spodoba c:

  Patrzyłam tępo w przestrzeń. Obok mnie siedział Albus pogrążony w lekturze, a naprzeciw wylegiwała się Jane. Jej brązowe włosy były ułożone w „artystyczny nieład”. W pewnym sensie zazdrościłam jej urody... Wszystkiego. Była powszechnie lubiana, każdy ją znał. Dobrze radziła sobie w nauce, ale nie nazywano jej kujonem.
  Gdy pierwszy raz ją spotkałam też nie była przeciętna. Pamiętam jakby to było wczoraj...
*retrospekcja*
  Znalazłam wolny przedział, prawie przy samej lokomotywie. Dość opornie włożyłam walizkę na górną półkę (kufer ważył chyba z tonę...). Wtedy usłyszałam dźwięk rozsuwanych drzwi. Obróciłam się. Przede mną stała śliczna szatynka o niebieskich oczach odziana w ciemnoniebieskie jeansy i beżową koszulkę z nadrukiem.
  Przełknęłam głośno ślinę.
- Cześć. Jestem Jane, Jane Mcmillan – uśmiechnęła się i weszła do przedziału taszcząc za sobą bagaż. – Pierwszy raz do Hogwartu! Tak się cieszę! Ty też?
   Rozgadała się na dobre, a kąciki moich ust uniosły się ku górze. Była bardzo sympatyczna...
*koniec retrospekcji*
   Zaśmiałam się na tą myśl przerywając tym samym gęstą ciszę. Właśnie wtedy w drzwiach przedziału stanął Scorpius Hyperion Malfoy. Mój wróg numer 1 od pierwszej klasy.
- Czego Malfoy? – prychnęłam jak rozjuszona kotka.
- Nie do Ciebie przyszedłem, Weasley. Idziesz Al.? - spojrzał na mnie przelotnie po czym zwrócił się do Severusa.
  Ten natomiast wstał, ściągnął kufer, rzucił nam na pożegnanie krótkie „cześć” i wyszedł.
- Co się stało, że się nie pokłóciliście? – zdumiała się Jane.
- Nie wiem – zamrugałam kilka razy zdezorientowana. Dopiero do mnie dotarło co się stało... 

//Universe

Bohaterowie

 Rose Weasley 
Gryffindor















 Scorpius Hyperion Malfoy
Slytherin












Jane MacMillan
Gryffindor












Albus Severus Potter
Slytherin








 



 

James Syriusz Potter
Gryffindor


Aaron Longbottom
Gryffindor

Obserwatorzy

Szablon

Szablon