czytasz = komentujesz C:
- CO?! JAK TO?! – darłam się jak opętana... No, ale przecież
ona i on?! To niedozwolone! Do Azkabanu z nimi! – TY I... I... JAMES?!
Zakrztusiłam się
własną śliną, to wszystko nie mieści mi się w głowie. To tylko sen, to tylko
zły sen... Wzięłam kilka dużym wdechów i wdechów po czym otworzyłam oczy.
Niestety, przede mną ciągle stała panna Macmillan i pan Potter.
- Rose, jestem z nim szczęśliwa – szatynka spojrzała na
niego z uwielbieniem, a ja powstrzymałam odruch wymiotny. Że oni? Pff...
- Mhm. Do widzenia. – Szybkim krokiem weszłam po schodach
prowadzących do dormitorium. Tam odłożyłam miotłę i biorąc cieplejsze rzeczy
zatrzasnęłam się w łazience.
Po trzydziestu
minutach pielęgnacji musiałam wyjść z pomieszczenia, (Diane dobijała się do
drzwi). Naciągnęłam rękawy ciemnoszarej bluzy i wyszłam z dormitorium. Przez
Pokój szłam ostrożnie, cicho i szybko. Nigdzie nie było nowej pary więc
spokojna wymknęłam się na korytarz.
Swoją wędrówkę
zakończyłam na siódmym piętrze, na parapecie okna. Nie było jakoś strasznie
późno, ale na niebo wkradały się pojedyncze gwiazdy. Westchnęłam głośno, znów
przypomniałam sobie słowa kuzyna, znów będę się nad czymś zastanawiać... A
miałam się więcej uczyć!
- Co tak wzdychasz, Weasley? Chłopak Cię rzucił?
Zapomniałem... Ty nie miałaś chłopaka bo nikt Cię nie chce – wzdrygnęłam się na
głos Malfoy’a. Obróciłam się w jego stronę i zmierzyłam spojrzeniem.
Miał na sobie
czarne spodnie, zwężane w nogawkach, ciemnogranatową koszulę flanelową, a na
nogach czarne vansy. Włosy jak zawsze... Idealnie ułożone, jak to wszyscy
mówią.
- Weasley? – powtórzył niepewnie. Ja ocknęłam się z amoku i
obrzuciłam go nienawistnym spojrzeniem.
To prawda? Nikt
mnie nie chce..? Jane miała chłopaków od groma, Albus niezbyt interesuje się
dziewczynami, ale dużo się za nim ogląda. Co ze mną nie tak..?
- Rose! – Dobra, tym razem mnie zaskoczył. Zachwiałam się i
spojrzałam na niego nieprzytomnie.
- Scorpius? – wydukałam zdziwiona, nie żeby coś, ale zawsze
byłam dla niego ‘Weasley’, a on dla mnie ‘Malfoy’.
Uśmiechnął się
nikle i spuścił wzrok na swoje buty. Wait... MALFOY SIĘ PESZY?! W moim towarzystwie?
Coś jest nie tak.
- Bo ja... Chciałem... Ja... – zaczął jękliwie, a ja
uniosłam brwi do góry. Do czego on, do cholery, dąży? – Chciałbym zakopać topór
wojenny.
Jestem pewna, że
dostałam wytrzeszczu oczu. Patrzyłam oniemiała na bladą rękę chłopaka
wyciągniętą w moją stronę. Wyciągnęłam powoli swoją i uścisnęłam. Na jego usta
wpłynął szczery uśmiech.
- To do zobaczenia jutro, Weasley – i odszedł.
- Cześć, Malfoy.
On już dawno
siedział pewnie u siebie we Wspólnym, a ja ciągle stałam i trzymałam się za
rękę, która uścisnął. Czy ja... Czy ja właśnie nie pogodziłam się z moim
odwiecznym wrogiem..?
Potrząsnęłam głową
i ruszyłam do Wieży. Wszystko się poplątało. I co miał na myśli Al.? Czemu
Scorpius postanowił się pogodzić? I czemu mi się zdaje, że obydwa te zdarzenia
są ze sobą związane..?
Nie wiedzieć kiedy,
ahh... wyłączanie mózgu zawsze spoko, doszłam do portretu. Mruknęłam ciche ‘evanesco’
i nie słuchając Grubej Damy weszłam do PW.
- Hej! Hej, Rose! – słysząc głos Aarona odwróciłam się
szybko i obdarzyłam najbardziej szczerym uśmiechem, na jakiego było mnie stać. –
Może... Wybrałabyś się ze mną do Hogsmeade w przyszłą sobotę? – nie patrzył już
na mnie, tylko na swoje bordowe trampki. Czemu mnie, do jasnej Avady, zaprosił?
- Jasne, Aaron, bardzo chętnie się tam z Tobą wybiorę. Ale
teraz przepraszam... Jestem bardzo zmęczona – i nie czekając na jego reakcję
odeszłam.
Nie wiedząc czemu, po mojej głowie chodziła myśl jak
zareaguje Malfoy. Naprawdę powinnam iść do psychiatry...
Leżąc na łóżku w dormitorium zauważyłam sówkę za oknem. Uniosłam brwi, ta jednak ciągle wpatrywała się we mnie uparcie. Zeskoczyłam na podłogę i pokonując drogę do okna otworzyłam je. Zmarszczyłam nos z powodu niezbyt ciepłego powietrza. Sówka jednak rzuciła tylko liścik na ziemię i odleciała. Zatrzasnęłam okiennice i chwyciłam liścik.
'Czy mógłbyś pokochać takiego potwora jak ja?'
Leżąc na łóżku w dormitorium zauważyłam sówkę za oknem. Uniosłam brwi, ta jednak ciągle wpatrywała się we mnie uparcie. Zeskoczyłam na podłogę i pokonując drogę do okna otworzyłam je. Zmarszczyłam nos z powodu niezbyt ciepłego powietrza. Sówka jednak rzuciła tylko liścik na ziemię i odleciała. Zatrzasnęłam okiennice i chwyciłam liścik.
'Czy mógłbyś pokochać takiego potwora jak ja?'
//Universe